wtorek, 19 grudnia 2017

Folk - wyzwań ciąg dalszy

Lubię wyzwania, nawet gdy to ja je sobie rzucam... Ale od początku... Zostałam "poproszona" przez Kudłatą o pomoc w spawaniu małego elementu wisiora, który Kudłata właśnie projektowała. Prośba jest prosta, mówiła "Weźmiesz rurkę ze srebra i dospawasz do niej dwa sztyfty", obiad może poczekać... to przecież zajmie Ci chwilę, mówiła...  I okazało się, że nie wiedziała co mówi... obiad stygł, a atmosfera w pracowni gęstniała z każdą minutą. Poziom mojej złości na niemoc rosła również... To już nie było zabawne... jak spawałam jeden sztyft to drugi się postanawiał ewakuować ze swojego miejsca. Jak mocowałam drugi to pierwszy udawał Olafa przy kominku... Oj słownictwo moje szybko się wzbogacało o nowe epitety... Ale koniec końców odniosłyśmy sukces! Pracując na cztery ręce... z myślą tłukącą się z tyłu głowy "czy jak przypalę ręce własnej Sis to dalej mnie będzie kochać?"... osiągnęłam efekt zamierzony... I co usłyszałam w nagrodę, zapytacie? "No, jeden jest! To trzy następne już Ci pójdą piorunem"... Eh...
Następnego dnia postanowiłam wzbogacić się o nowe doświadczenie: Stworzyć wisior z wielu elementów, spawanych pojedynczo. Wzór przyszedł jakoś sam - inspirowany ozdobnymi wisiorami w kształcie haczyków, jakie noszą Maorysi.
Patrząc na końcowy efekt chyba nikt nie zgadnie że sparowanie wszystkich elementów, zespawanie, wyszlifowanie i wypolerowanie zajęło mi ponad 6 godzin...
Jestem z niego (zupełnie nieskromnie) bardzo zadowolona...



1 komentarz: